wtorek, 15 grudnia 2009

Duchy

Wiara w duchy jest bardzo starym i powszechnym zjawiskiem. Już rzymski pisarz i polityk Pliniusz Młodszy, zmarły około 113 roku n.e., donosi o upiornej postaci, która zakuta w łańcuchy wędrowała po domu, a następnie znikła w podłodze. Kiedy później rozkopano to miejsce, znaleziono zakuty w łańcuchy szkielet.


Afrit i dżiny

Na Półwyspie Arabskim duchy zamordowanych ludzi nazywają się "afrit", wracają one do świata żywych, by się zemścić na mordercy. Dżiny natomiast to duchy o potężnej postaci, posłuszne rozkazom niektórych ludzi. Słynny duch z opowieści "Z tysiąca i jednej nocy" o lampie Aladyna był właśnie dżinem.

>Wiara w duchy

Wiara w duchy jest ściśle związana z przekonaniem, że człowiek żyje nadal po śmierci w jakiejś innej postaci- jeśli nie cielesnej, to choćby jego dusza, kumulująca jego myśli i odczucia, jego pragnienia i nadzieje. Wiara ta jest bardzo stara i można ją odnaleźć w wielu religiach. Również religia chrześcijańska naucza, że dusze po śmierci idą do nieba, piekła lub czyśćca.

Stąd blisko już do myśli, że dusze zmarłych nie docierają do swego celu, lecz zatrzymują się na pewien czas gdzieś "pomiędzy", to znaczy w zaświatach. W określonych warunkach, przede wszystkim jeśli ktoś zmarł nagłą śmiercią, powinien pozostać związany ze światem żywych. Powiada się, że po morzach żeglują statki- zjawy z dawno zaginionymi załogami, ludzie skazani za jakieś niecny czyn bądź wskutek klątwy na wieczny niepokój.


Anglia- ghost land

Anglia uchodzi za klasyczną krainę duchów i zjaw. Kiedy pisarka Diane Norman zbierała materiał do książki o duchach, napisała do właścicieli 30 najstarszych zamków i dworów list z pytaniem, czy w ich posiadłości straszy. Otrzymała 28 potwierdzających opowieści.

Gdzie straszą duchy ??

W Anglii spotkanie z duchem nie jest niczym niezwykłym. Akurat Wyspy Brytyjskie, a więc Anglia, Szkocja i Irlandia słyną z licznych zamków, w których straszy, i nawiedzanych przez duchy domów. W ruinach domu Rathpeak w irlandzkim hrabstwie Rscommon krąży zjawa młodej kobiety, zamurowanej żywcem przez brata, ponieważ zakochała się w mężczyźnie wyznającym inną religię.

Jednym z najsłynniejszych "strasznych domów" była plebania w Borley w prowincji Essex- uchodziła ona za najbardziej upiorny dom w całej Anglii. Rzekomo przez całe dziesięciolecia jako duch pojawiała się tu zakonnica: pozostawała niewidzialna, lecz ciskała miskami, kamieniami albo monetami przez pokoje, ciecze przemieniała w atrament, zwracała na siebie uwagę pukaniem i sprawiała, że znikały niektóre przedmioty. Później wybuchł pożar i dom spłonął.

d

Niedawno mieszkanka stolicy poinformowała o dziwnym zdarzeniu, jakie miało miejsce w pobliżu opuszczonego domu, znajdującego się przy Pałacu Szustra na Mokotowie.

Autorką relacji była młoda mieszkanka Warszawy, Matylda. Dom o którym mowa znajduje się
przy Pałacyku Szustra, niedaleko ul. Puławskiej. Nic szczególnego, zabita deskami ruina, jednak to właśnie tutaj, według Matyldy, mają miejsce niezwykłe zdarzenia.

-
Nawiedzony dom w Warszawie. / Fot. Alicja ZiętekMoja koleżanka, która jest niezwykłe czuła na niezwykłe zjawiska (wprost je przyciąga) odczuwa przy nim dziwne rzeczy. Raz o mało nie zemdlała - mówi. Niedawno jednak wydarzyło się coś o wiele bardziej niesamowitego. Jak opowiada rozmawiała akurat z trzyosobową grupą znajomych siedząc na ławce w pobliżu "nawiedzonego" domu. - Nagle zrobiło się ciemno, wokół nikogo nie było, dotarło do nas, że jedynym schronieniem przed nadciągającą nawałnicą będzie mieszkanie pewnej koleżanki, z którą nie mamy dobrych relacji. By dojść do jej klatki musieliśmy przejść koło nawiedzonego domu. Zapomniałam o tym, że moja koleżanka tamtędy nie przejdzie i ruszyłam, a za mną dwie inne osoby - relacjonuje dziewczyna.

"Duch" na tarasie?

Po minięciu domu zobaczyli, że nie ma z nimi Pauli, dziewczyny wyczuwającej rózne "dziwne" rzeczy w jego okolicy. - Obejrzeliśmy się, a na tarasie domu była zwiewna postać, a obok stała nasza koleżanka. Zjawisko trwało kilka sekund, a po zdarzeniu znaleźliśmy się pod domem koleżanki. Czy to skutek zjawy, czy szoku, to nie wiem. Niewytłumaczalne dla mnie jest to, że stojąc w miejscu i obserwując tą dziwną scenę nie ruszyliśmy się z miejsca, a po zakończeniu spektaklu byliśmy pod domem koleżanki? Czy to szok, odrętwienie, że po tym wszystkim szliśmy przed siebie i nie byliśmy świadomi drogi? - dodaj Matylada.

Niesamowita historia, prawda? Jedna z wielu, jakie każdego tygodnia trafią na moją pocztę mailową. Czy możemy dać w ogóle wiarę takim relacjom? A może po prostu dziewczynom coś się przewidziało? Oczywiście, bardzo łatwo można odrzucić tą historię uważając ją za mało wiarygodną. Problem tylko w tym, że autorki relacji twardo obstają przy prawdziwości całego zdarzenia. O zbadanie sprawy poprosiłem, więc Alicję Ziętek, z którą od lat ściśle współpracuję. Alicja jest nie tylko znaną badaczką niewyjaśnionych zjawisk, ale również bardzo dobrym medium i jako osoba sensytywna potrafi wyczuć to, czego inni nie są w stanie. Jeżeli zajmuję się taką sprawą jak ta dotycząca opuszczonego domu z Warszawy zawsze niezwykle istotna jest dla mnie opinia Alicji.

Tam jest coś dziwnego...

- Obchodząc ten domek zauważyłam bardzo dużo istotnych rzeczy. Już na zewnątrz wyraźnie widać, że to miejsce jest dość szczególne. Przemawia za tym kształt drzewa stojącego blisko domu. Przemawiają za tym silniejsze powiewy, a nawet porywy wiatru, gdy w innych miejscach jest spokojnie [/i]– mówi Alicja Ziętek, która jakiś czas temu przeprowadziła oględziny w miejscu zdarzenia. - Od samego początku nade mną krążyły dwie kawki. Jedna z tych kawek pognała za mną aż na dół parku i non stop wydawała modulowane krzyki. Koło drzewa, na którym z góry mnie obserwowały ptaki, w czasie nagrywania na video doszło do dziwnego zachowania się aparatu – dodaje Alicja.

Zdaniem Alicji jest to bardzo dziwne miejsce. - Dość szczególnym dla mnie zaskoczeniem były zachowania się psów, których tu nie brakuje. To miejsce jest bardzo dobre dla nich na spacery. Jeden pies opierał się właścicielce, gdy ta chciała go przyprowadzić w pobliże domu. Drugi przypadek z psem, też był niezwykły. Na posesji byłam już dłuższy czas, wsłuchiwałam się w odgłosy budynku, robiłam zdjęcia i filmowałam. Weszłam już w alejkę i w tym momencie inny pies zostawił swojego pana i gnał przed siebie, wprost na mnie, ale nie zachowywał się przyjaźnie; osaczał mnie i oszczekiwał, a zarazem bał się mnie. Jego krótkowłosa sierść była mocno najeżona. W chwilę po tym zerwał się silny podmuch wiatru. Dom jest zabezpieczony i nie mogłam wejść do jego wnętrza. Szkoda.

Alicja Ziętek mówi, że nie można bagatelizować relacji o nawiedzonym domu. Trudno powiedzieć, co widziały uczestniczki zdarzenia, jestem daleki od jednoznacznego stwierdzenia, iż był to "duch". Jedno jest natomiast pewne, dom i jego okolice to bardzo tajemnicze miejsca - przynajmniej w ocenie Alicji Ziętek. A może czytelnicy Wiadomości24.pl z Warszawy mogą pochwalić się swoimi przeżyciami związanymi z tym miejscem?

Langmead Street


Langmead Street to malutka londyńska uliczka odchodząca od High Street w dzielnicy West Norwood. Jak wiele ulic w południowej części Londynu została zniszczona podczas wojny, w trakcie nalotów niemieckich. Dom pod numerem 5 przejęły i wyremontowały władze miejskie. W czasie gdy miało miejsce opisywane w tym arcie zdarzenie, w domu tym mieszkali: starsi państwo Greenfield, ich synowie, Cecil i Dennis, żona Dennisa, Gladys (czyli młodsza pani Greenfield), matka Gladys i dwoje dzieci: 8-letni Gordon i 14-letnia Patricia.

Działalność poltergeista zaczęła się od szurania i stukania, które najwyraźniej dochodziło z poddasza. Jednak te dźwięki było słychać tylko z najwyższego, trzeciego piętra. Po pewnym czasie odgłosy było słychać już na wszystkich piętrach. Opisywano je jako: „odgłosy przesuwania mebli”. Potem było słychać także odgłosy stąpania, jakby „coś spacerowało po suficie”. Ta mało agresywna, lecz denerwująca aktywność poltergeista trwała już około 4 lata. To jednak nie mogło trwać wiecznie. Pewnej nocy Cecil zbudził się i słyszał, że ktoś chodzi po korytarzu przed jego sypialnią, która znajdowała się na pierwszym piętrze. Kiedy otworzył drzwi, nie zobaczył nikogo. W pierwszej chwili pomyślał, że pewnie ktoś się źle poczuł i zszedł na dół do kuchni, skierował się w stronę schodów, gdy wtem ujrzał szarobiałą postać, wzrostu dorosłego mężczyzny, która zbliżała się po schodach w jego kierunku. Nie dostrzegł rysów twarzy, ale wydawało mu się, że widzi ramiona skrzyżowane na wysokości piersi. Kiedy to „coś” się przybliżyło Cecil poczuł lodowate zimno, które stawało się coraz bardziej intensywne – mogła to być jednak reakcja na widok zjawy. Poczuł również coś w rodzaju „elektrycznych wibracji”. Gdy postać stąpnęła na obluźnioną deskę schodów, Cecil usłyszał skrzypnięcie, co wskazywało na to, że ma ona masę i ciężar. Cecil wrzasnął i zjawa natychmiast zniknęła. Rodzice Cecila zastali go „bladego i roztrzęsionego”

Około pięciu dni później Dennis i Gladys, wracający wczesnym rankiem z przyjęcia, weszli do hallu na dole i ujrzeli tą samą postać. Uciekli do sąsiadów, a gdy powrócili zjawy już nie było. Patricia również widziała tę zjawę, tym razem ukazała się ona po południu. Dziewczynka przez dłuższy czas była bliska histerii. Cecil wezwał policję, lecz mimo przeszukania domu Inspektor Sidney Candler i jego ludzie nic nie znaleźli. Zostali jednak na noc, podczas której też nic się nie działo. Następnej nocy powtórzyły się identyczne zakłócenia i znowu wezwano policję. Tym razem przyjechało z Candler'em aż ośmiu policjantów i dało to rezultaty. Z poddasza dolatywały trzaski, stukanie i jęki, narzuta została w niewytłumaczalny sposób zerwana z łóżka a obraz spadł ze ściany, chociaż elementy utrzymujące go nie były uszkodzone.

Dennis opisał jeden niezwykły fenomen: wszedł do sypialni Patricii i zobaczył, że jej materac „unosi się i zwija”, jakby poruszały nim jakieś niewidzialne ręce. Dziewczyny nie było wówczas w domu. Nawet wytężając wszystkie siły, Dennis'owi nie udało się zmienić pozycji materaca, który aktualnie wisiał w powietrzu, utrzymywany jakby jakąś żelazną pięścią. Nagle Dennis poczuł, że ktoś lub coś go chwyta od tyłu, choć nikogo nie licząc jego nie było w pokoju. Przeraził się nieprawdopodobnie, ale skończyło się na rozdartej koszuli i obfitym spoceniu się ze strachu. Innym razem mały Gordon został zrzucony ze schodów przez jakąś nadludzką siłę, jednak na szczęście nie doznał obrażeń.

Niektóre opisywane zjawiska były klasycznymi objawami działalności poltergeista; np. samorzutne wyłączanie się radioodbiorników, błyski światła, obrazy, które „same się poruszały”. Wydarzyło się jednak kilka zjawisk bardzo nietypowych: Dennis utrzymywał, że ujrzał pewnego razu butelkę mleka wchodzącą po schodach, bez niczyjej pomocy. Philip Paul sądził, że niektóre zdarzenia opisywane przez Dennisa to były halucynacje wywołane stresem, odrzucił jednak przypuszczenie, że były to świadome oszustwa. Pod koniec lata pojawiły się nowe zjawy. Pewnej nocy Cecil ujrzał stojącą przy swoim łóżku dziwną postać, zniknęła po tym kiedy wystawił swoją głowę spod pościeli. Niedługo potem ciężki stół kuchenny przesunął się, gdy w kuchni nie było nikogo. Na ścianie jednej z sypialń pojawiały się zgoła bezsensowne napisy: „EM S2 38” lub „MP SZ 38”.

Wydarzeniami zainteresowała się prasa. Wskutek tego dom stał się lokalną atrakcją. Stawało się to coraz bardziej uciążliwe. Philip Paul zaproponował rodzinie Greenfieldów, że jeśli zamieszczą informację w prasie, że wszystko zmyślili, to ludzie przestaną się nimi interesować i rzeczywiście gdyby kłamali to taka propozycja wydawałaby się bardzo kusząca. Dennis odpowiedział jednak, że niczego nie zmyślili.

Probostwo w Borley


Probostwo w Borley ma opinię najbardziej nawiedzonego domu w całej Anglii, zostało wzniesione w roku 1863 przez wielebnego Henry'ego Dawsona Ellisa Bulla, który zamieszkał tam razem z rodziną. Pierwsze odnotowane wydarzenie paranormalne miało miejsce w godzinach popołudniowych 28 lipca 1900 roku. Wtedy to Ethel Bull, jedna z córek wielebnego duszpasterza, przebywająca w towarzystwie swoich sióstr, po raz pierwszy ujrzała widmową zakonnicę. Ta zjawa wcale nie musiała być zakonnicą, przekonanie to wynikało chyba z wyglądu zjawy: postaci kobiecej ubranej w ciemne, jak u mniszki szaty. Według niektórych źródeł probostwo Borley zostało wzniesione na miejscu na terenie XIII-wiecznego męskiego klasztoru, który utrzymywał kontakty z pobliskim klasztorem żeńskim. Pogłoska łącząca ze sobą te dwie instytucje głosiła, że mnich i zakonnica zakochali się w sobie, ale zostali zabici, zanim udało im się zbiec. Choć ta historia wydaje się być mało autentyczna, to pasuje do odkrycia części murów poprzedniej budowli, pochodzącej mniej więcej z tego okresu. Ethel Bull była w towarzystwie dwóch swoich sióstr, wracały z przyjęcia. Cała trójka weszła do ogrodu i wszystkie ujrzały jakąś postać spacerującą nad strumieniem, który przepływa przez teren probostwa. Wygląd zjawy i jej sposób poruszania się przestraszyły dziewczęta, ale czwarta z sióstr, przywołana na miejsce zdarzenia, najwyraźniej nie uważała owej postaci za dziwaczną i gdy zjawa zatrzymała się, podeszła, by się z nią skontaktować. Wtedy postać nagle znikła. Niektóre z sióstr widywały tą zjawę kilkakrotnie, a pewnego dnia w listopadzie 1900 roku Ethel i pracująca na probostwie kucharka dostrzegły tę postać opierającą się o furtkę.
Jeśli chodzi o duchy ukazujące się wewnątrz probostwa, Ethel pewnego razu, tuż po przebudzeniu, ujrzała stojącego przy jej łóżku ciemnowłosego, wysokiego mężczyznę w wysokim kapeluszu. Duch zniknął, gdy dziewczyna zareagowała na jego obecność. Ethel dwukrotnie odczuła także, że w pobliżu ktoś się znajduje, choć nikogo ani niczego nie widziała. Ethel żyła bardzo długo, zmarła w wieku 93 lat w 1961 roku, prawie sto lat po wybudowaniu probostwa. Do końca życia trwała w swej opowieści. Oto jej argumentacja: „Po cóż by miała kobieta stara jak ja, czekająca na spotkanie ze Stwórcą, opowiadać jakieś bajeczki?”

W latach 1916-1920 na probostwie mieszkali państwo Cooper. Pan Cooper był stajennym i ogrodnikiem rodziny Bullów. Cooperowie także odczuli działalność poltergeista, między innymi słyszeli odgłosy przypominające tupanie łap wielkiego psa. Widzieli też w swojej sypialni zjawę jakiegoś karzełka, która następnie znikła. Innym razem słyszeli hałasy przypominające tłuczenie wszystkich naczyń znajdujących się w kuchni, choć po obejrzeniu pomieszczenia okazało się, że nic nie zostało naruszone. Cooper dostrzegł również kiedy indziej z okna swego pokoju widmowy pojazd zaprzężony w czarnego konia, wjeżdżający na dziedziniec probostwa, gdzie się natychmiast zdematerializował. Cooper widział także, podobnie jak Ethel Bull, widmową zakonnicę i obserwował ją (zakonnicę) przez kilka sekund, zanim weszła do domu.

W lipcu 1937 roku nowy pastor Henning z żoną i jednym z członków ekipy badawczej Markiem, przebywali w bibliotece, znajdującej się na parterze i wychodzącej na ogród. Henning upewnił się, że wszystkie drzwi i okna były pozamykane, jedynie przez francuskie okno można było dostać się do pomieszczenia, w którym się znajdowali. Nagle usłyszeli, że ktoś otwiera drzwi. Do uszu wszystkich doszedł dźwięk kroków w korytarzu od strony kuchni oraz coś, co przypominało szelest długich, wlokących się po ziemi szat. Zebrani słyszeli jak ten ktoś zbliża się korytarzem do biblioteki; nagle jeden z nich podbiegł i otworzył drzwi na oścież, by przeciwstawić się temu, co znajdowało się po drugiej stronie. Nie dostrzegli niczego, dźwięki ucichły.

W kwietniu 1942 roku Henning zauważył także inne zjawiska paranormalne zachodzące w kościele w Borley. W czasie II wojny światowej obowiązywało zaciemnienie, więc lampka, która zawsze płonęła przed tabernakulum, musiała być na noc gaszona; w tym czasie kościół był zamknięty. Każdego dnia, wchodzący do świątyni, by zapalić lampkę, przekonywali się, że usunięto z niej knot. Aby to się więcej nie zdarzało zainstalowano wokół lampki masywne osłony, ale znaleziono je nazajutrz rozrzucone po posadzce. W późniejszym okresie tego samego roku Henning oprowadzał kogoś po kościele. Nagle usłyszeli grające organy. Gdy tylko ksiądz wszedł do kruchty, muzyka umilkła. Po zbliżeniu się do organów, przekonali się, że klawiatura instrumentu jest zamknięta na klucz. Henning był pewny, że nikt nie zdołałby się wymknąć tak, by go nie zauważono.

Wielebny Henning za zgodą biskupa wystawił probostwo na sprzedaż, ponieważ od początku uważał budynek za zbyt obszerny dla swojej rodziny i wolał zamieszkać w pobliskim probostwie w Liston. Sprzedaż nie obyła się bez problemów, ale probostwo zostało ostatecznie zakupione przez Jamesa Turnera, pisarza, który udzielił pomocy Henningowi, przepisując na maszynie jego sprawozdanie z minionych wydarzeń, opublikowanych następnie pod tytułem „Nawiedzone Borley”. Kiedy Turner przepisywał rękopis Henninga, stojąca obok niego lampka została nagle zmieciona ze stołu, jakby przez jakąś niewidzialną siłę.

W 1951 roku James Turner sprzedał domek znajdujący się na terenie probostwa i całą parcelę Robertowi Baconowi i jego małżonce. Nowi właściciele zamieszkali tam razem z synem i córką oraz rodzicami pani Bacon, Williamsami. Pewnego razu pan Williams pracował na tyłach domku (nawiasem mówiąc sam budynek probostwa spłonął w 1939 i został zburzony w 1944 – dop. Redbull), gdy nagle usłyszał kroki kogoś idącego za nim. Sądząc, że to jego zięć odezwał się do niego, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Odwrócił się i nie zobaczył nikogo. W sierpniu 1953 roku pan Williams zobaczył sunące za oknem popiersie czarno odzianej postaci z czymś w rodzaju mnisiego kaptura na głowie, co wydaje się odpowiednikiem widmowej zakonnicy. Mimo, że przeszukał teren nie znalazł niczego ani nikogo. Syn Baconów, Terry, oświadczył iż trzykrotnie widział widmową zakonnicę, zwrócił przy tym uwagę, że unosiła się ona około 1 metr nad ziemią. Pani Bacon kilkakrotnie była świadkiem zjawisk paranormalnych np. relacjonowała, że przedmioty gospodarstwa domowego znikały i ponownie się pojawiały. Pewnego razu pani Williams usłyszała za sobą coś, co przypominało sapanie psa lecz nic nie zauważyła.

Latem 1954 roku Philip Paul, wybitny badacz zjawisk metapsychicznych i były członek komitetu Klubu Duchów, rozpoczął na terenie dawnego probostwa długie prace wykopaliskowe. Dały one co prawda skąpe rezultaty, ale na skutek tych badań zainteresowały się sprawą nawiedzonego probostwa w Borley środki masowego przekazu. Jedynym ważnym odkryciem było odnalezienie szczątków muru, co dowodzi, że na tym terenie stał dawniej jakiś budynek.